Zredukuj stresory, uspokój się – tylko jak?!
Ostatni wpis
dotyczący pracy nad samoregulacją spotkał się ze sporym zainteresowaniem i
wielu z Was zapaliło się do wcielania tej idei w życie – kuję więc żelazo póki
gorące i postaram się dostarczyć Wam nowych inspiracji i wskazówek praktycznych.
Tym razem rozważania o tym, jak się uspokoić raczej niż eksplodować, czy to w
trudnych sytuacjach czy momentach w życiu w ogóle.
Metoda Self-Reg,
której istota skupia się wokół samoregulacji właśnie, działa według 5 kroków.
Prześledźmy sobie sytuację, która mnie ostatnio spotkała i w której zachowałam
się tak, jak bym tego chciała. Omówię tylko pierwsze 3 kroki, żeby móc skupić
się na tym, o czym jest ten wpis – czyli redukcji negatywnego pobudzenia,
dojściu do równowagi. A było tak:
Po ciężkim
poranku, kiedy to wyszłam z domu mimo złej pogody, bo Sarze z nudów, jak to
mówię, paliły się styki (brawo ja, pomogłam dziecku w samoregulacji zamiast
karcić je w domu za złe zachowanie!), położyłam obie panny spać. O ludzie, jaka
ulga!! Synchronicznie zasnęły, cud i przypadek jeden na milion! Wsypuję kawę do
ekspresu, w głowie milion planów na ten zasłużony wolny czas – czas regeneracji.
Aż tu nagle widzę na podglądzie (Sara ma kamerkę w pokoju), że młoda wstała i
robi kupę w pieluchę. Weszłam więc do pokoju, żeby ją przewinąć, a ona nie wiadomo
dlaczego w płacz i krzyk: Nie chcesz na nocnik, nie chcesz na nocnik, na nocnik
nieee!!! Na nic moje próby wyjaśnienia, że nikt jej tego nawet nie proponuje
(bo niby po co na tym etapie „dzieła”?). Wijącą się Sarę próbuję położyć na
dywanie żeby zobaczyła, że chcę tylko zmienić pieluchę, tłumacze, przekonuję ...
I słyszę krzyk z salonu – to Helena, odgłosy dantejskich scen z pokoju Sary
obudziły ją i strasznie płacze. Mamy więc histeryzującą nie-do-końca-czystą
dwulatkę rozebraną do połowy, której nie mogę puścić, póki nie przebiorę i
wrzeszczące niemowlę w bujaczku. I ja pośrodku tego wszystkiego. Naprawdę byłam
wściekła. Gdzie moja kawa, gdzie skończenie książki?! Udało mi się jednak
wrócić do równowagi i nie wyjść trzaskając drzwiami. Posadziłam Sarę w wannie i
poszłam po Helenę, która zadowoliła się rolą świadka w procesie przewijania
Sary i z ciekawością na nas łypała, a mi się chciało bardziej śmiać niż kląć
pod nosem.
Przeanalizujmy
jak to się stało, że wszyscy przeżyli, a ja spokojnie wypiłam kawę 20 minut
później- wprawdzie już w towarzystwie Helenki a nie Eleny Ferrante i jej świetnej
serii o Neapolu, zgodnie z filozofią Self-Reg i je trzema z pięciu kroków:
1. Odczytaj sygnały i przeformułuj zachowanie w kontekście stresu. To
znaczy, zadaj sobie pytanie: po czym poznaję, że jestem na granicy
wytrzymałości? Jakie moje zachowania czy myśli mi o tym mówią? To bardzo ważne.
Zidentyfikowanie tych symptomów pozwala nam na szybkie włączanie trybu samoregulacji,
co czyni ją bardziej skuteczną. Kiedy uda nam się odczytać te sygnały, przeformułujmy
je z negatywnej oceny samego siebie lub naszych bliskich na kategorie stresu,
przeciążenia trudnymi bodźcami. W powyższej sytuacji zrobiłam to tak: robię
rzeczy szybko, powierzchownie, nerwowo – robiąc kawę przewróciłam solniczkę,
kopnęłam w krzesło, upuściłam łyżeczkę – jestem wykończona pierwszą połową
dnia, potrzebuję regeneracji. Na widok Sary, która wyszła z łóżka w wiadomym
celu, doznałam uczucia niewspółmiernie silnego do rzeczywistej sytuacji – coś jak
fala złości, mocna i chwilowa – nie mam zasobów na tą sytuację! W momencie
próby dogadania się z krzyczącą Sarą na dźwięk płaczu Helci z salonu – uczucie
blokady, jeszcze chwila i przeszłabym w tryb „robot”, tzn. bez słowa na siłę
przewinęła Sarę i pozwoliła Helci płakać póki nie skończę. U mnie ten tryb
wyłączenia emocji oznacza już bycie na skraju wytrzymałości i teraz z łatwością
go wyłapuję, by jakoś o siebie zadbać i z niego wyjść, wcześniej nie umiałam
sobie z nim radzić. Każdy z nas w tym kroku Self-Reg dojdzie do innych odkryć,
bo nie ma uniwersalnej zasady objaw – jego znaczenie. Po czym poznajecie, że
powoli zbliża się Wasza granica i należy zadziałać, by jej nie przekroczyć?
2. Zidentyfikuj stresory. Przeanalizuj więc i nazwij sobie, co
konkretnie pozbawia Cię zasobów. Na co jesteś szczególnie wrażliwy, co pożera
Twoją energię? W opisanej sytuacji moje stresory to: wymęczenie psychiczne
trudnym porankiem, zmęczenie fizyczne (wierzcie
mi, że ubranie dwójki dzieci przy temperaturze -5 na spacer, gdzie jedno
odmawia współpracy a drugiemu gorąco w kombinezonie, więc zaczyna płakać, to
prawie jak sporty ekstremalne), hałas (jedna krzyczy ze wściekłości, druga z
rozpaczy), niska odporność na płacz malucha – zazwyczaj reaguję od razu, a
teraz nie mogłam, poczucie braku kontroli – w ciągu 2 minut zapanował zupełny
chaos, myśli pojawiające się w głowie: nie tak miało wyglądać moje popołudnie,
bez sensu to wszystko, po co mi to było, nie daję z tym już rady, ktoś mi musi
pomóc, chrzanię to… i inne, nie nadające się już do publikacji ;)
3. Zredukuj stresory. Często stresorów nie da zupełnie
wyeliminować, ale z powodzeniem można je redukować. Ta redukcja właśnie prowadzi
do powrotu do równowagi, zadbania o siebie, zaspokojenia potrzeb i zareagowania konstruktywnie. Zamiast
więc walczyć ze swoją nieakceptowaną reakcją (znów wrzeszczę na dzieci) na
zasadzie samokontroli, która wciąż zawodzi, możemy zatrzymać się na chwilę i
przeanalizować sytuację tak, jak w pierwszych dwóch krokach, a następnie
spróbować zaradzić coś, co zredukuje nasze napięcie. Mi nie udało się, oczywiście,
zredukować wszystkich stresorów, które wyżej wymieniłam, jednak działania,
które podjęłam były wystarczające, aby przy pomocy samoregulacji uspokoić się
przy jednoczesnym zadbaniu o potrzeby dzieci. Tak więc, by zmniejszyć hałas
dałam spokój Sarze i zaniosłam ją do wanny – uwielbia stać w wannie, przestała więc
krzyczeć i przyniosłam Helcię do
łazienki. Aby uspokoić gonitwę wściekłych myśli zastosowałam metodę, która
świetnie się u mnie sprawdza, czyli spojrzałam na sytuację z lotu ptaka, tak
jakbym ją komuś opowiadała po kilku dniach. Zauważyłam jakiś czas temu, że
trudne sytuacje, w których ponoszą mnie nerwy, z perspektywy czasu wydają się
zazwyczaj śmieszne – dlaczego więc tej perspektywy nie uruchomić już w czasie
ich trwania? Zobaczyłam więc Sarę krzyczącą jakieś niezrozumiałe rzeczy o
nocniku, zobaczyłam siebie próbującą ją położyć na dywan, w tym czasie budzi
się Helcia – no niezła komedia, czyż nie ;)? Metod na samoregulację jest tak
wiele, jak wielu jest ludzi ich poszukujących (wrócę do tego tematu za jakiś
czas, gdy będę Wam chciała poopowiadać o obszarach stresu), jeśli o mnie jednak
chodzi, poczucie humoru to moja najlepsza broń przeciwko demonom chcącym zabrać
mnie w otchłań emocji i zachowań, których potem żałuję.
Jak może widać na powyższym przykładzie, istotą pracy
nad samoregulacją jest filtrowanie sytuacji, z którymi przychodzi nam się
mierzyć, przez zupełnie nowe kategorie. To samo zachowanie, moje czy dziecka,
zyskuje zupełnie inne znaczenie, kiedy przeanalizuję je pod kątem stresorów – a
wtedy droga do redukcji to często już tylko formalność. No dobrze,
przesadziłam. Raczej jest tak, że gdy wiemy jakie stresory wywołują konkretne
zachowanie, które nam się nie podoba, zyskujemy świadomość, że ktoś nie jest po
prostu niegrzeczny, niemiły, podły, ale podskórnie wiemy już, co zrobić żeby pomóc mu ten poziom napięcia
zredukować, zamiast zaserwować ochrzan, karę czy też się obrazić. O ile
prościej jest krzyknąć na dziecko, które po raz trzeci tego dnia wywala cały
obiad z talerza na podłogę i krzyczy w czasie posiłku niż pomyśleć „Acha,
pewnie jest znudzony. Od kilku dni mamy -10 na zewnątrz, do tego trujący smog i
kisimy się w domu. Zaproponuję może jakąś zajmującą zabawę i oboje odetchniemy”.
Przyznam Wam
się w tajemnicy, że choć dosyć łatwo przychodzi mi teraz widzenie zachowań Sary
w kategoriach Self-Reg, to gdy jestem niewyspana, a ona znowu gdzieś znajduje
mój puder i ciska nim z impetem do wanny (pęknie czy nie pęknie?), to mruczę
pod nosem „Self-Reg, Self-SREG” i wyrzucam młodą z łazienki bez głębszych
analiz ;)
Zadanie dla chętnych! Przeanalizuj jakąś trudną sytuację,
czy to swoją czy swojego dziecka, zgodnie z krokami 1 i 2 oraz poszukaj metod
na eliminację/redukcję stresorów. Chętnie poczytam, co udało Wam się odkryć i
jak to wpłynęło na Wasze/dziecka zachowanie w kolejnych podobnych sytuacjach. Miłej
zabawy w detektywów!